„Biorąc stronę”: krótka historia międzynarodowej solidarności z Palestyną

Nazwisko Aysenura Ezgi Eygi rozeszło się po całym świecie w miesiącu, odkąd izraelski żołnierz postrzelił turecko-amerykańskiego aktywistę podczas protestu przeciwko nielegalnym osadom na okupowanym Zachodnim Brzegu.

Jednak choć zabójstwo Eygi trafiło na pierwsze strony gazet na całym świecie i wywołało globalne potępienie, zabójstwo 13-letniej palestyńskiej dziewczynki imieniem Bana Laboom – tego samego dnia, również w pobliżu miasta Nablus – przeszło w dużej mierze niezauważone.

Huwaida Arraf, amerykańska aktywistka palestyńska i współzałożycielka Międzynarodowego Ruchu Solidarności (ISM), grupy, z którą Eygi podróżował do Palestyny, nie umknęła dysproporcji w podejściu do izraelskich zabójstw Palestyńczyków i obcokrajowców.

W rzeczywistości są to podwójne standardy, do stosowania których od lat dążą takie grupy jak ISM.

Choć coraz bardziej świadomi, że ich zagraniczne paszporty zapewniają jedynie środek ochrony i nie dają żadnej gwarancji bezpieczeństwa, międzynarodowi aktywiści starają się wykorzystać swój status, aby ujawnić i zapewnić większą kontrolę izraelskiej przemocy oraz wspierać Palestyńczyków w stawianiu oporu okupacji.

„Zawsze było trudno, jak bardzo trzeba grać i wykorzystywać bardzo rasistowski system izraelski, który przypisuje różne wartości różnym życiu” – Arraf powiedział Al Jazeerze. „Wiesz, że tak naprawdę nie cenią życia Palestyńczyków, Arabów i muzułmanów”.

Członkowie ISM leżą przed jeepem armii izraelskiej w Ramallah na okupowanym Zachodnim Brzegu w 2001 roku [Reuters]

Historia solidarności

Eygi był jednym z kilkunastu zagranicznych działaczy zabitych przez Izrael w ciągu ostatnich dwóch dekad.

Podobnie jak dziesiątki tysięcy Palestyńczyków zabitych w tym samym okresie, żołnierze, którzy ich zabili, ponieśli niewielkie konsekwencje.

Po wstępnym dochodzeniu armia izraelska stwierdziła, że ​​Eygi został zastrzelony „nieumyślnie” i że wszczyna dalsze dochodzenie.

Turcja oświadczyła, że ​​planuje zbadać sprawę zabójstwa, ale Stany Zjednoczone odrzuciły wezwania do przeprowadzenia niezależnego śledztwa pod przewodnictwem USA, odkładając w zamian śledztwo izraelskie.

Siły izraelskie zabiły w ostatnich latach kilku obywateli USA, ale administracja prezydenta USA Joe Bidena konsekwentnie odrzucała wezwania do wszczęcia niezależnych dochodzeń.

„Obawiamy się, że jeśli ten wzorzec bezkarności nie zakończy się na pani Eygi, będzie się on jedynie nasilał” – napisało do administracji dwóch ustawodawców ze stanu Waszyngton, w którym mieszkała Eygi.

Zabójstwo Eygiego rzuciło światło na rolę międzynarodowych działaczy w Palestynie i ich wysiłki mające na celu ujawnienie przemocy podczas izraelskiej okupacji.

Międzynarodowa solidarność z Palestyną trwa od dziesięcioleci, a ruchy lewicowe i antykolonialne z całego świata sprzymierzają się z palestyńską walką oporu już w 1948 roku.

Począwszy od początku drugiej intifady na początku XXI wieku na okupowanym terytorium Palestyny ​​zapanował inny rodzaj międzynarodowej solidarności.

Cudzoziemcy zaczęli masowo podróżować do Palestyny, szczególnie w celu dokumentowania realiów życia pod izraelską okupacją, wzięcia udziału w protestach, prób powstrzymania rozbiórki domów lub towarzyszenia Palestyńczykom na ich ziemiach, starając się chronić ich przed izraelskimi osadnikami i atakami wojskowymi.

ISM – obecnie jedna z kilku podobnych grup – w dużej mierze była pionierem tej strategii, zaczynając od luźnej sieci międzynarodowych i izraelskich aktywistów, którzy przebywali już w Palestynie podczas drugiej intifady.

Siły izraelskie aresztują protestującego.
Siły izraelskie aresztują protestującego podczas wspólnej demonstracji izraelskich, palestyńskich i międzynarodowych działaczy we wsi Bilin na Zachodnim Brzegu w 2005 roku [Goran Tomasevic/Reuters]

W miarę nasilania się izraelskich ataków grupa zaczęła stacjonować międzynarodowych aktywistów w domach palestyńskich będących celem izraelskiego wojska, a następnie powiadamiała zagraniczne ambasady i media o swojej obecności.

„Właśnie opublikowaliśmy komunikat prasowy, w którym zauważyliśmy, że na obszarze, gdzie Izrael ostrzeliwuje czołgi domy cywilów, znajdowały się osoby międzynarodowe, aby w ten sposób zaangażować ambasady międzynarodowe” – wyjaśnił Arraf.

„[W]Skupiliśmy się na tym, gdzie Izraelczycy prowadzili operacje wojskowe, próbując umieścić tam międzynarodowych żołnierzy i w pewnym sensie podnieść stawkę dla Izraela oraz bardziej zaangażować międzynarodowe ambasady i rządy” – powiedziała.

Arraf zauważył, że w tamtym czasie głosy palestyńskie były rzadkością w relacjach zagranicznych mediów na temat regionu, a obecność międzynarodowych przedstawicieli w terenie „dała okazję do rozmowy o tym, co się dzieje i rozwiania wielu stereotypów i narracji, która została zbudowana się o Izraelu będącym ofiarą”.

ISM wkrótce zaczął wzywać ludzi do wyjazdu do Palestyny ​​i zaangażowania się. Arraf powiedział, że na pierwszy apel ochotników odpowiedziało około 50 osób.

W drugim zaproszeniu wzięło udział około 100 osób, głównie Europejczyków i Amerykanów z Ameryki Północnej, dla których podróż do regionu była łatwiejsza.

Aktywiści zrywali wojskowe blokady drogowe i maszerowali na punktach kontrolnych. Kiedy izraelskie wojsko wprowadziło godzinę policyjną dla Palestyńczyków, zagraniczni działacze łamali godzinę policyjną, gdy ktoś potrzebował jedzenia lub lekarstw.

„Trzymaliśmy nasze paszporty przed izraelskimi czołgami” – powiedział Arraf. „Ponieważ Palestyńczycy, którzy złamali godzinę policyjną, byli rozstrzeliwani”.

Strategia przez pewien czas wydawała się skuteczna, choć lokalne społeczności czasami odnosiły się podejrzliwie do międzynarodowych aktywistów. Władze izraelskie również zatrzymały, deportowały i zakazały kilku z nich.

Arraf podkreśliła, że ​​aktywiści pójdą za przykładem Palestyńczyków i pójdą tylko tam, gdzie zażądano ich obecności – stwierdziła, że ​​ISM pozostaje ruchem kierowanym przez Palestyńczyków.

To było czasami trudne. Arraf przypomniał przykład wioski, z której mieszkańcy Palestyny ​​uciekli po ataku osadników; grupa międzynarodowych aktywistów towarzyszyła mieszkańcom w powrocie, ale potem zdała sobie sprawę, że będą musieli zostać, aby uniknąć przyszłych ataków.

„Nie chcieliśmy, żeby było tak, że bez przedstawiciela międzynarodowego nie można byłoby nic zrobić” – powiedziała.

Aktywiści zabici

Następnie, w marcu 2003 r., izraelski żołnierz najechał buldożerem na 23-letnią amerykańską aktywistkę ISM Rachel Corrie, miażdżąc ją na śmierć. Corrie przebywała w Rafah, próbując powstrzymać rozbiórkę domu.

Jej śmierć wywołała powszechne potępienie – ale ostatecznie tak się stało żadnych konsekwencji dla stosunków Izraela z USA, jego głównym sojusznikiem.

W kwietniu tego samego roku izraelski żołnierz w Jenin na okupowanym Zachodnim Brzegu postrzelił w twarz innego amerykańskiego ochotnika ISM – Briana Avery’ego, powodując trwałe obrażenia. Miesiąc później izraelski żołnierz zabił walijskiego dziennikarza Jamesa Millera, który kręcił film dokumentalny w Gazie.

W następnym roku Tom Hurndall, brytyjski fotograf i wolontariusz w ISM w Rafah, został postrzelony w głowę, gdy próbował chronić dwójkę dzieci przed izraelskim ogniem. Zmarł dziewięć miesięcy później.

Plakat przedstawiający działaczkę pokojową Rachel Corrie.
Libańscy protestujący z plakatem przedstawiającym Rachel Corrie podczas demonstracji w pobliżu ambasady USA w Bejrucie w 2010 roku [Bilal Hussein/AP Photo]

Zabójstwa głęboko wstrząsnęły małą społecznością działaczy międzynarodowych, ale tylko wzmocniły ich determinację do pozostania w Palestynie.

„To naprawdę spowodowało, że naprawdę ponownie oceniliśmy, jak skuteczne to było… jeśli teraz Izrael nie tylko jest skłonny zabić osobę międzynarodową, ale prawie obwiniać ją za własną śmierć?” – powiedział Arraf.

„Ale nie mogliśmy porzucić Palestyńczyków. Zamierzaliśmy nadal okazywać naszą solidarność, dokumentować i zabierać historie do domu. Jest to także bardzo ludzki przekaz, przekazywany od osoby do osoby, aby ludzie naprawdę wiedzieli, że nie są sami”.

Zagraniczni działacze w dalszym ciągu udają się do Palestyny, nawet po tym, jak siły izraelskie rozpoczęły w 2010 roku śmiercionośny nalot na flotyllę humanitarną, próbującą przełamać izraelską blokadę morską Strefy Gazy.

W ataku na Mavi Marmara zginęło dziesięciu działaczy; dziewięciu było obywatelami Turcji, a jeden był Amerykaninem pochodzenia tureckiego.

W związku z nalotem tureccy prokuratorzy wydali nakazy aresztowania czterech izraelskich dowódców wojskowych, ale oba kraje ostatecznie rozstrzygnęły sprawę, a Izrael zgodził się wypłacić odszkodowania rodzinom ofiar w zamian za zaprzestanie przez Turcję pościgu za izraelskimi urzędnikami.

Konferencja prasowa na pokładzie tureckiego statku Mavi Marmara.
Propalestyńscy działacze z Turcji w kamizelkach ratunkowych organizują konferencję prasową na pokładzie Mavi Marmara, 30 maja 2010 r. [Erhan Sevenler/Reuters]

Arraf powiedział, że po incydencie z flotyllą organizatorzy powiedzieli osobom chcącym udać się do Palestyny, że nie mogą zagwarantować im bezpieczeństwa.

„Nadal przybyły setki ludzi chętnych do wyjazdu, pomimo wszystkiego, co Izrael stawia nam na drodze” – powiedziała. Nawet po zamordowaniu Ayigi w zeszłym miesiącu jedna z jej uczennic napisała do Arraf, informując ją, że planuje podróż do Palestyny.

„Przyciągnij uwagę”

Sami Huraini, palestyński aktywista z Masafer Yatta na południowym okupowanym Zachodnim Brzegu, dorastał wśród międzynarodowych aktywistów.

Grupa z nich od dwudziestu lat mieszka niemal na stałe w jego rodzinnym mieście Tuwani – wiejskiej społeczności otoczonej stale rozwijającymi się izraelskimi osadami.

Przypisuje tej międzynarodowej obecności zbadanie izraelskich działań w Masafer Yatta, gdzie dziesiątki społeczności palestyńskich od lat walczą o pozostanie na swoich ziemiach po tym, jak Izrael jednostronnie ogłosił duży ich obszar „strefą ostrzału” i nakazał ich wydalenie.

„Ten ruch pomógł zwrócić uwagę na to miejsce i naszą sytuację – przemoc ze strony osadników i prześladowanie ze strony wojska, w jakich żyjemy” – Huraini powiedział Al Jazeera. „Dobrze jest mieć osobę z zewnątrz, która daje świadectwo codziennej rzeczywistości, którą widzimy i w której żyjemy”.

Protestujący kłóci się z żołnierzem armii izraelskiej.
Protestujący kłóci się z izraelskim żołnierzem podczas demonstracji przeciwko nielegalnym izraelskim osadom, w Masafer Yatta, 17 września 2022 r. [Mussa Qawasma/Reuters]

Huraini podkreślił, że najazdy osadników i wojska na Masafer Yatta są nadal częste – i często brutalne – pomimo dokumentowania ich przez międzynarodowych aktywistów.

Jednak gdy w okolicy jest mniej obcokrajowców, jak miało to miejsce podczas pandemii Covid-19, sytuacja mieszkańców jest znacznie bardziej niebezpieczna. „Jeśli chodzi o samych Palestyńczyków, osadnicy robią, co chcą” – powiedział. „Może być bardzo źle”.

Obecność międzynarodowych aktywistów w Masafer Yatta stała się tak popularna, że ​​rolnicy i pasterze opiekujący się swoją ziemią i zwierzętami na obszarach często atakowanych przez osadników zawsze zabierają ze sobą dwóch obcokrajowców, aby filmowali wszelkie spotkania i zapewniali pewien stopień ochrony – wyjaśnił Huraini. .

Dodał, że zagraniczni działacze, którzy nie współpracują z Palestyńczykami, „będą częścią społeczności” w Masafer Yatta, powiedział Huraini.

„Łączą się z nami na weselach, łączą się z nami w smutnych chwilach, łączą się z nami w każdej chwili. Nie są turystami przez jeden dzień. Są tu z nami, żyją naszym życiem, jemy razem śniadanie, lunch, zbieramy plony na polu.”

Przeciwstawienie się izraelskiemu kolonializmowi

Podczas gdy zagraniczni aktywiści przebywają w Palestynie przez różną długość czasu – ISM zaleca co najmniej trzy tygodnie każdego pobytu – pozostali, w tym kilku Izraelczyków, pozostaną tam.

Jonathan Pollak, izraelski aktywista, który w zeszłym miesiącu brał udział w demonstracji, podczas której zginął Eygi, przez lata współpracował z Palestyńskimi Komitetami Ludowymi, oddolnym ruchem palestyńskim, który organizuje akcje i protesty przeciwko izraelskiej okupacji.

Powiedział, że zagraniczni aktywiści robią więcej, niż tylko oferują ochronę lub dają świadectwo.

„Zawsze pomysł był taki, że ludzie przyjdą i staną się częścią oporu wobec izraelskiego kolonializmu” – powiedział Al Jazeerze. „Nie jako zewnętrzna ludzka tarcza, ale raczej jako siła wewnątrz ruchu.

Izraelscy i międzynarodowi aktywiści uniemożliwiają pracę buldożera podczas protestu.
Działacze izraelscy i międzynarodowi siedzą przed buldożerem podczas protestu przeciwko budowie izraelskiej bariery oddzielającej w okupowanej wiosce al-Walaja na Zachodnim Brzegu w 2011 r. [Bernat Armangue/ AP Photo]

„Nie chodzi o rolę wybawiciela, ale raczej o to, jak ludzie mogą włączyć się w walkę, a nie… po prostu tam być”.

Chociaż duża część doświadczenia międzynarodowych aktywistów polegała na zdobyciu „edukacji politycznej”, która uczyniła ich solidarnościową pracę w kraju bardziej skuteczną, powiedział, głównym celem było uczestnictwo w walce Palestyńczyków jako jej pełnoprawni członkowie.

„Zawsze chodziło o przyjęcie stanowiska politycznego” – dodał Pollak. „Aysenur nie była tu, żeby być świadkiem, ona opowiadała się po którejś ze stron”.



Sumber